Idealizm wymaga samotności

25 marca 2020

Czasem jest tak, że przegrywamy. Bywają takie momenty w życiu, w których niewiele się udaje a następujące po sobie zdarzenia są jedynie porażką. To taki czas, kiedy najczęściej upadamy i gdy usiłujemy się podnieść, prawo ciążenia przygniata nas ku dołowi. Kolejne złe przypadki zdają kłaść się cieniem na nasze barki jak lawina. Wciąż przybywa nowych zmartwień a ich ciąg wydaje się nie mieć końca. I jeszcze trudniej przychodzi fakt pogodzenia się z ową rzeczywistością. Słabniemy. Niemoc jest coraz większa a nadziei na wydostanie się z upadku jakby z każdą chwilą ubywa. Dalsze działanie to tylko toksyczna walka z bezradnością, z okruchami tego, co zostawił nam smutny los. I coraz gorzej jest się podnieść. Ten stan jest nie do zniesienia. Ta gorycz wynikająca z niemożności uwolnienia się z owej tragedii uniemożliwia podjęcie sensownej decyzji, której skutkiem będzie wydostanie się z zapaści. Brak dobrego pomysłu jest kolejnym utrapieniem. Dramat przestaje rodzić pozytywne odpowiedzi a jedynie podpowiada i jasno obrazuje nam nadchodzący nowy koszmar. W jakimś sensie można nazwać ten stan pewnego rodzaju zniewoleniem wynikającym z uwięzienia samego siebie w obcej dla nas przestrzeni – tej najbardziej niechcianej. Wewnętrzne emocje czynią spustoszenie i zagaszenie tego pożaru wydaje się być niemożliwe. Istna katastrofa, w której siedlisko zła czyni permanentną degradację naszego losu. Przed nami roztacza się wielka tama, przez którą tylko widać przepływającą rzekę goryczy. Całkowita przegrana wisi nad nami niczym wielka ognista kula, która wydaje się tylko czekać i czyhać na jedno skinienie losu, by nas pochłonąć i zniweczyć do samego końca, spalić w proch i nie pozostawić z tego, co mamy - dosłownie nic. Bezradność staje się traumą. I już nawet nie wiemy jak się bronić, jak opanować coś, co stacza nas na dno własnej mocy, której górę opanowuje w sposób bezlitosny jedynie niemoc. Tragedia i porażka poprzedniej tragedii uruchamia następstwo, w wyniku której pojawia się cykl domina. I oto już jest nasza następna tragedia, której kolejną konsekwencją jest dodatkowa porażka, wynikająca z tego, czego nie udało się załatwić. Nie udało się sprostać zadaniu. Nie udało się zapobiec temu, co zapowiadało owy dramat. Dramat stał się faktem. Nie ma nawet iluzji radosnej rzeczywistości. Jest jedynie ból, który pozostał i trwa.
Uporanie się z tym wszystkim wydaje się być sprawą wręcz niemożliwą do pokonania, a tego upragnionego „światełka w tunelu” nie widać nawet w jasnych snach naszej duszy. Zły ogień wciąż gorzkimi i cierpkimi datami, godzinami płonie odliczając zwęglony pył niepowodzenia. Do tego, unoszący się nad nim dym zasłania „słońce nadziei” i wydaje się nam, że to wszystko nigdy nie zgaśnie a opadający kurz przykryje właściwą drogę wiodącą do upragnionego drogowskazu. Bo czasem jest po prostu tak, że nie wszystko idzie i układa się po naszej myśli.


Życie składa nam różne niespodzianki, z których trudno nam się cieszyć. Niektórymi z nich są niepowodzenia spadające niczym wielkie kule z wierzchołka góry w sam środek naszej egzystencji. Spadają dokładnie tam, gdzie czasem stoimy wręcz nadzy i bezradni, niczym jak ubodzy bez kromki chIeba. I w tym bólu wołamy pokornie o pomoc, która nie nadchodzi. Cisza wypełnia stan poranionego istnienia i nie ma nawet wiary w nadejście lepszego jutra. Katastrofa.

Wielokrotnie dzieje się tak, że ta przegrana pojawia się w momencie, gdy zdaje się nam, iż jesteśmy na ostatniej prostej do tego swojego, wymarzonego sukcesu. Zamiast piedestału zwycięstwa i odbierania tego oczekiwanego i wymarzonego dnia chwały, ten tron musimy oddać komuś innemu. To boli . Znajdujemy się wówczas w przestrzeni, z której trudno się wydostać. To kwestia ambicji i godności. Naszej dumy. W tej jednej chwili zdaje nam się, że znowu jesteśmy dopiero u podnóża naszej góry. Przynajmniej tak nam się wydaje. Jesteśmy przekonani, że nic już nas z tego nie ocali. Każda patrząca na nas twarz jest jedynie złowieszcza i pełna pogardy. Ale to nieprawda. To jest tylko nasze wyobrażenie. Spoglądające w dół oczy wszystkich tych, od których oczekujemy teraz wsparcia zdają się być najgorszym obrazem, który kiedykolwiek chcielibyśmy widzieć.


To wszystko jest nieważne. Istotne jest to, co zdarzy się, gdy ponownie wzniesiemy się na szczyt, który jest naszym azymutem – naszym widnokręgiem. Ważne jest to, co stanie się teraz. Pamiętaj: prawdziwe gratulacje odbierają tylko najlepsi. Być może to jest ta chwila, by zastanowić się nad sensem wcześniejszych pochwał. Czy te poklaski były ważne i prawdziwe, czy miały w sobie autentyczność? Czy budowały i kształtowały ciebie, takim, jakim chciałeś być, czy może jedynie odzwierciedlały drobną namiastkę tego, kim jesteś naprawdę. Być może tkwiłeś w jakiejś iluzji. Nasza rzeczywistość nie zawsze musi żyć w świecie, gdzie spada na nas grad pochlebstw. Ważne życie musi dotykać prawdziwie tego, co jest, co stanowi jego tożsamość. Musi być tam, gdzie jest miejsce na usprawiedliwione oklaski. Jeśli istniejesz w miejscu, w świecie, gdzie pochlebstwo buduje twoją drogę – zawróć! Bo ta droga nie jest realnym światem. Jest tylko głuchym poklaskiem czegoś, czego nie ma, czegoś, co nie istnieje.
Poznaj nowe oblicze. Zastanów się, kto ci powiedział, że masz rację i z jakich powodów to uczynił. Kim był ów człowiek, kim byli i są ci ludzie? Może nie były prawdziwe i budowały coś, co nie zasługiwało na pochlebstwo. Tanie oklaski są niczym wykupione klakierstwo. To nic nie znaczy. Jest drogą do nikąd, gdzie będziesz po jakimś czasie zmuszony jedynie do kolejnych restartów. Jeśli uzyskałeś pochlebstwo od ludzi, którzy cię kochają, być może ich rzeczywistość nie stanowi ważnej chluby – dla nich zawsze będziesz doskonały.


Tak bywa, tak czasem jest, że jesteśmy w słabszej formie. To normalne. I będę zupełnie szczery – Arturowi Sokołowskiemu też to się zdarza. Nie jestem ze stali, nie jestem tytanem – też miewam chwile słabsze. Także miewałem i miewam porażki, które towarzyszą każdemu normalnemu człowiekowi. Ważniejsze od upadku jest podnoszenie się. Ten moment nagiego wstawania, gdzie siła jest w nas. Zaufanie do samego siebie, zbudowane na wewnętrznej sile jest podstawą do złamania wszelkich złych schematów. I czasem jest tak, że w obliczu tych wielu niepowodzeń ktoś przestaje ci dawać szanse. Ktoś usiłuje przerwać twój wysiłek wyjścia z impasu. Pojawia się sytuacja, która ma wykluczyć cię z twojej gry. Zniwelować twoje rozdanie. Ktoś przestaje wierzyć w ciebie. Przestaje, bo żyje, jest w stanie pewnego przekonania, że już nie jesteś dobry. Nie dziw się. Czyni i myśli tak, bowiem nie widzi tego, co ty widzisz. On jest tylko w swojej chwili, która mu mówi, że dni twojego sukcesu już odeszły. Że to, co było jest przeszłością. A twój upadek jest dla niego jedynie zwiastunem twojego przejścia tam, gdzie cię po prostu nie widzi. Twoje oddalenie się z widnokręgu nie oznacza i nie musi być zapomnieniem.

Pamiętaj: zwycięzcy zawsze się podnoszą. Zwycięzcy zawsze mają w zanadrzu ukryte swoje „ostatnie słowo”, które staje się na koniec pierwszym zdaniem, od którego dosłownie wszystko się zaczyna. Ważne jest to, jak na to patrzysz. W jaki sposób coś definiujesz. Czy usprawiedliwiasz? A jeśli tak, to jak budujesz swoje znaki zapytania? Co jest w tym imaginacją, a co prostotą w przyczynie? Nie ma sensu dziwić się ludziom, bo oni zawsze są „niepełni”. Nie wszystko, co ich określa jest wyprodukowane naprawdę. I nie każda sytuacja na horyzoncie ma rację właściwego bytu. Każda intencja nie musi być gwarancją. Nic, co jest pewne w swojej szczerości musi być prawdziwym modelem życia. Okoliczności są świadomością pojmowanych poglądów. Każdy związek trwa i ma kontynuację tylko wtedy, gdy jego format jest możliwy. A każda tymczasowość popada tylko i wyłącznie w nieuprawnioną histerię.

Idealizm wymaga samotności. Dlatego właśnie zapraszam cię do twojej pustej komnaty, gdzie będziesz mógł dokonać ważnych dla siebie odliczeń. Tak, teraz czas byś nareszcie zaczął liczyć. Sam. Liczyć samemu w kręgu stworzonych przez siebie tablic, które pomogą ci zrozumieć błąd twoich wyliczeń. Te wyliczenia są kluczowe do zdiagnozowania systemu własnych porażek.


Być może tego nie wiesz, ale człowiek składa się zaledwie z 10 % swojej materii. Teraz zastanów się, ile trzeba wysiłku, by przezwyciężyć ten jeden procent więcej i mieć coś naprawdę do powiedzenia. Głęboko wierzę, że zbiór wszelkich twoich dobrych wyliczeń zmieni kosmos twojego świata. Nieskończona analiza samego siebie doprowadzi cię tam, gdzie odnajdziesz szlachetność samego siebie. I pozwoli ci nabrać nieco więcej wiary, by dokonywać spraw niezwykłych – tych wszystkich dobrych dla samego siebie, jak i dla ludzkości, której jesteś sensem. Bo sensem jesteśmy my sami i wszystko to, co robimy dla innych. Kiedy dajesz coś drugiemu człowiekowi, wtedy człowiek odczuwa prawdziwą satysfakcje – tylko cały problem polega na tym, by to zrozumieć. Trzeba doświadczeń, aby pojąć piękno smaku radości drugiego człowieka. Jak tworzymy rzeczywistość, by naszym współbratymcom żyło się lepiej. Dawanie radości innym jest najmniejszym wysiłkiem, a radość z tego wysiłku jest największa.

Autor:
Artur Sokołowski